Wiosenny wnerw czyli jak to robią inni?



Jeśli pociesza Was, kiedy inni ludzie nie radzą sobie z rzeczywistością, jeśli zacieracie rączki i pękacie z dumy, kiedy ktoś nie ogarnia czegoś, co być może Wy ogarniacie, to spodoba Wam się ten wpis! Mojej słabości ciąg dalszy, zapraszam!


Jest wiosna. No i fajnie. Lubię wiosnę. Lato też. Lubię jak jest ciepło, choć nie do przesady bom uczulona na słońce. I w takie ciepłe dni lubię wychodzić z dziećmi na dwór. Na spacer, plac zabaw, albo na działkę. Najchętniej cały czas spędzałabym poza domem. Ale...

No na przykład: wychodzimy gdzieś z całą gromadą. Trzeba spakować czapeczki, okulary przeciwsłoneczne, pieluszki, chusteczki nawilżane, picie, jedzenie, na dłuższe wypady ubranka na zmianę. I lubię jeszcze mieć podręczną małą apteczkę. Nigdy nie wiadomo któremu małolatowi na parkowej ławce trzeba będzie robić operację zszywania łuku brwiowego plastrem.

No i dobra, wychodzimy. Wszystko spakowane, sandały na nogach, na klatce jedno mówi, że zrobiło kupę. Do chałupy nazad, sandały zdjąć, pupsko wytrzeć, albo i umyć pod prysznicem, pieluchę wyrzucić, albo majtki zaprać. Jedno dziecko ogarniam, a w tym czasie dwoje pozostałych nudzi się, czekając przy drzwiach, więc dalejże do pokoju wyciągać jakieś zabawki, których nie ma czasu odłożyć na miejsce, bo przecież już musimy wyjść, bo zaraz się gdzieś spóźnimy, będzie burza albo matkę trafi szlag.

Wyszliśmy. Dzieci hasają po lesie, wsypują sobie piasek z piaskownicy w każdą część ciała i garderoby, i zasuwają na rowerach. Przychodzimy do domu, dzieci zmęczone, czyli śpiące, marudne i szalejące. Rzucam te czapeczki, okularki, pieluszki, chusteczki nawilżane, picie, jedzenie, ubranka i apteczkę gdzie popadnie, one rzucają swoimi butami gdzie popadnie, z butów wysypuje się piach gdzie popadnie. Lecę ukręcić jakąś kolację. Jedzą. Na kuchennej podłodze średnio trzy razy dziennie ląduje jakiś pomidor, jogurt czy chleb z masłem (oczywiście masłem do dołu), więc powiedzmy, że teraz też coś tam ląduje. Kąpię potomstwo, ubrania do prania. Kosz pełny, to rzucam na pralkę. Wnoszę ręcznikowe naleśniki do ich pokoju. Kurde! rozwalili klocki, jak przed wyjściem myłam jednemu pupsztyla! Dobra, trudno. Odgarniam nogą, żeby się dało przejść. Wszystkie w piżamach, dwoje najmniejszych zasypia.

Dzień się jeszcze nie kończy, o nie nie nie. Teraz z najstarszym odrabiamy lekcje i gramy na skrzypcach. Czytam polecenia, sprawdzam działania, liczę do trzech na półnucie z kropką. Lekcje zrobione, idzie spać, a że przytulać się lubi, nie będę dziecku żałować, kładę się obok. Jest 22:00. Teraz są dwa wyjścia: albo dziecię zdąży zasnąć przede mną i wtedy wstanę, i ogarnę zaistniały armagedon, albo wstanę rano. I tak prawie codziennie.

To był wiosenny wnerw, teraz druga część tytułu: jak to robią inni? Jak ogarniają te wszystkie codzienne rzeczy ludzie, którzy mają dzieci pięcioro, ośmioro, dziesięcioro? Kiedy sprzątają, piorą i prasują, odrabiają lekcje i wożą każde dziecko na inne zajęcia dodatkowe? Kiedy pracują i piszą poczytne blogi? Kiedy pieką domowe bułki i gotują zdrowe, wykwintne dania z jarmużu, karczochów i innych nieznanych mi chwastów, po czym robią im profesjonalne zdjęcia i wstawiają na fejsa? Kiedy chodzą z dziećmi na spacery i mają czas dla siebie? Czy też mają problemy z logistyką i organizacją, czy tylko my tacy nieogarnięci? Matki wielodzietne, piszcie prędziutko, bo nie wyrabiam!

9 komentarzy:

  1. Nas w domu było siedmioro. Zazwyczaj chodziło się jak rzep za starszym rodzeństwem. Podejrzewam, że to bardzo ułatwiło zycie i organizację tegoż życia mamie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też mam takie spostrzeżenie, że im więcej dzieci, tym lepsza organizacja. Z jednym dzieckiem chyba byłam bardziej urobiona niż z trójką. A ta trójka świetnie się sobą zajmuje i też za sobą chodzą, tylko jak starszy chce odrobić lekcje to wtedy już nie jest to takie fajne, bo się skupić biedne dziecko nie może :/

      Usuń
  2. Jestem mamą jedynaczki więc nie pomogę, ale nie mam mamy, która mi kilkoro dzieci i ogarnia WSZYSTKO! Nie wierz w to :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Nie wiem czy WSZYSTKO da się ogarnąć samemu, ale zawsze takie rozkminy mnie nachodzą, i pomysł na ten wpis też, jak widzę takich Elbanowskich, którzy mają chyba siódemkę i w wiecznej ciąży prowadzą fundację, walczyli o obniżenie wieku szkolnego, teraz będą doradcami MEN, albo taką rodzinę z Krakowa z 12 dzieci (http://www.ipla.tv/Fotorodzinka-odcinek-4/vod-5680067), dzieci w szkole muzycznej, ojciec z habilitacją, matka ma firmę i sama piecze bułki dla całej rodziny. How? When? Czasem szukam wywiadów w necie z takimi rodzinami, żeby się czegoś nauczyć.

      Usuń
    2. Może akurat zainspirują czymś takie rodziny :)

      Usuń
  3. ja czasami zastanawiam się, jak wszystko ogarniają rodzicie trójki dzieci, bo przy dwójce mam czasami armagedon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak miałam jedno, zastanawiałam się jak ogarniają z dwójką, jak dwójkę - z trójką. Z czwórką sobie w miarę wyobrażam, z piątką podpytuję czasem koleżankę jak sobie radzi, a o reszcie to już tylko czytam i oglądam z podziwem :)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. mąż jest, jest, żeby nie było ;) Z nami albo w pracy :) Ale nawet jak jest z nami i wychodzimy wszyscy razem to i tak wszystko fruwa, i tak dzieci chcą siku i kupę i zostawiamy po sobie meksyk. A czasem jak pracuje do 18 i jestem sama to właśnie wszystko tak wygląda jak w opisie, tylko jeszcze na zajęcia szachowe starszego muszę zaprowadzić :)

      Usuń

Jeśli dowiedziałeś się czegoś nowego po przeczytaniu tego posta, jesteś wzruszony, wkurzony, szczęśliwy, Twoje życie diametralnie się zmieniło lub znalazłeś jakiś błąd językowy, napisz mi o tym w komentarzu. Tylko tak, wiesz, kulturalnie, bez chamstwa i hejtu. Dzięki!