Na co każdy rodzic przygotować się musi?


Spodziewacie się dziecka, albo jesteście świeżo upieczonymi rodzicami? Gratuluję! Pewnie przeczytaliście już z dwieście tysięcy mądrych książek, fachowych czasopism czy blogów parentingowych, które, okraszone licznymi eufemizmami, opisują „uroki” bycia rodzicem. Najwyższy czas jednak poznać prawdziwą prawdę, czyli co niesie ze sobą pojawienie się na świecie małego człowieczka. W przypadku większej liczby dzieci, należy przyjąć intensyfikację lub/i zwielokrotnienie poniższych punktów:

Kupa
Temat-rzeka. Od momentu narodzin waszego bobasa, cudza kupa będzie wam wiernie towarzyszyła przez dobrych kilka lat waszego życia. Da wam się poznać we wszystkich możliwych odcieniach, konsystencjach i stanach skupienia. Kiedy ktoś zapyta was, co kojarzy wam się z rodzicielstwem, bez namysłu odpowiecie: gówno! I bynajmniej nie będzie to odpowiedź niegrzeczna, ale wielce prawdziwa. Normą stanie się dla was wycieranie brudnego pupsztyla jedną, a jedzenie kanapki drugą ręką. Przy więcej niż jednym dziecku, zauważcie, że robią kupę symultanicznie. Więc jeśli zdiagnozowaliście pełną pieluchę u jednego, zerknijcie czy drugie nie kuca czasem za zasłonką. Jak powiada moja mama „kto ma pszczoły - ten ma miód, kto ma dzieci - ten ma smród”.


Siku
Podobnie jak w punkcie poprzednim, tyle, że w pierwszym okresie życia siki będą jak oranżadka. Niejadowite, bezzapachowe, całkiem do zniesienia. Gorzej zrobi się przy odpieluchowywaniu, kiedy to z nosem przy podłodze będziecie obwąchiwać każdy skrawek dywanu, żeby sprawdzić gdzie jeszcze zaprać. Tapczany, kanapy i wszelkie inne tapicerowane meble nabiorą charakterystycznego podstępnego zapaszku, którego - uwaga - nie sposób się pozbyć. Jeśli macie na podłodze płytki, zachowajcie ostrożność! Niejeden rodzic wywinął orła poślizgnąwszy się na małej jasnożółtej kałuży.


Ulewanie, wymioty i inne obrzydlistwa
Jeśli wasz różowy, tłuściutki bobas jest żarłoczkiem, albo ma refluks żołądkowy, będzie ulewał. Czasem nawet chlustał, a takie chlusty mogą wylądować absolutnie wszędzie: na nowym żakiecie tuż przed wyjściem do pracy, na ścianie, telewizorze, w garnku, podłoga to w tym przypadku najbardziej pożądana destynacja. Zdarzy się też pewnie, że dzidzio złapie rotawirusa i do punktu 1. w stanie ciekłym, dołączą też wymioty. Z innych obrzydliwości, warto przygotować się też na ślinę, lejącą się obficie w pierwszych miesiącach życia czy też gluty, które od wieku przedszkolnego będą wam towarzyszyć 10 miesięcy w roku. Generalnie, megawyzwanie dla tych z was, którzy są wrażliwi na wszelakie ohydztwa.



Bałagan
Wszechobecny, nieogarniony, pojawiający się z prędkością światła. Zabawki w kuchni, klozecie i na balkonie będą już stałą ekspozycją. Ściany ozdobione rozmaitymi technikami plastycznymi, brunatne zacieki po rozlanej herbacie na kuchennej podłodze, układające się w niemal kontury kontynentów i akcenty kolorystyczne z kredkowych strugów na długowłosym dywanie shaggy to sztuka w czystej postaci. Chociaż przymiotnik „czysty” nie jest tu zbyt trafiony. Sztuką jest także zachowanie spokoju na widok powyższych krajobrazów.


Czas
Zapomnijcie o czymś takim jak spanie do południa, beztroskie imprezy do rana, spontaniczny wypad w góry czy chociażby wieczorna lektura najnowszej powieści kogoś tam. Odkąd wasza rodzina powiększy się o małego, wrzeszczącego ludzika, zawładnie on całym waszym czasem. Możecie się bronić, buntować, uciekać do ludzi w imię zachowania zdrowia psychicznego, ale wyrwawszy się wreszcie od pieluch, kupek i zupek i tak ostatecznie wy, drogie mamusie, wylądujecie na jakiejś kawie z przyjaciółkami i będziecie gadać o czym? O dzieciach! Facetom to jakoś lepiej wychodzi, bo oni umieją nie myśleć o niczym, ale my, matki Polki gadamy o dzieciach zawsze i wszędzie, i potrafimy nawet w sklepie marketowy wózek z zakupami bujać wte i wewte z przyzwyczajenia.


Hałas
Dzieci wszystko robią głośno. Mówią, płaczą, krzyczą, tupią, śpiewają, tłuką szklanki, uderzają głową o futrynę - wszystko z hukiem i przytupem. Absolutnie nic sobie nie robią z tego, że właśnie umieracie na migrenę, że u sąsiadów słychać tupanie, że jest środek nocy i że wyglądacie na patologię. Z czasem idzie nawet do tego przywyknąć. I to tak bardzo, że jak już młodzież pójdzie w kimę, okaże się, że cisza jakoś wkurzająco dźwięczy w uszach.


Choroby
Cały wachlarz rozmaitych wirusowych, bakteryjnych, tudzież pasożytniczych chorób stanie się dla was chlebem powszednim, zwłaszcza jeśli dziecię uczęszcza do żłobka, przedszkola, szkoły. Gile ciągnąć się będą nieustannie przez dwanaście miesięcy. Niekiedy ustaną na wakacje, ale wrócą oczywiście 1 września, rychło po czułym przywitaniu z zafaflunionymi kolegami z klasy. No i wtedy syropy, tabletki, czopki, kropelki, pastylki, nalewki, inhalacje, od czasu do czasu wizyta na chirurgii dziecięcej plus rentgen. Do egzaminu z pediatrii mogłaby spokojnie podejść niejedna z nas, co kobitki?


Czy to koniec? 
Nieeee, to dopiero początek!
Czy to wszystko na pewno was spotka? 
Możliwe, że nie wszystko, ale lepiej przygotujcie się na koszmar. Zawsze lepiej się miło zaskoczyć niż niemiło rozczarować.
Czy dacie sobie z tym wszystkim radę? 
Taaa, jak miliony matek i ojców na świecie.
Czy opłaca się to wszystko znosić? 
Tak. Zawsze jest szansa, że różowe, tłuściutkie bobasy kiedyś urosną i na starość, tak dla odmiany, one wam będą zmieniać pieluchy i nie pozwolą was zjeść jakiemuś owczarkowi alzackiemu, jak z katastroficznej wizji Bridget Jones.


To jak? Gotowi na zmierzenie się z rodzicielską rzeczywistością?


To pisałam o północy ja, SZCZĘŚLIWA matka trójki dzieci, trochę z przymrużeniem oka. Właściwie drugie oko też chętnie przymrużę, bo nigdy nie wiadomo kiedy rozlegnie się tupot małych stóp.


 

10 komentarzy:

  1. Warto :) Mimo wszystko :) Bałagan będzie zawsze, hałas też, bo jak nie kłótnie i płacz to śmiech do łez :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne...Cudne..Cudne...a jakie prawdziwe, jak najprawdziwsza prawda ;)Super Małgosiu, myślę, że takie odidealizowanie ikony macierzyństwa przyda się niektórym...a co, jak nie wierzą, niech same spróbują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Dziękuję :) Może się komuś przyda, może nie, ot, musiałam z siebie wyrzucić, że macierzyństwo to nie obrazek księżniczki Kate z płaskim brzuchem po porodzie i nienagannym makijażem, tylko kupa, siku i rzygi :)

      Usuń
  3. Świetnie napisany post, pomimo, że mnie zupełnie nie dotyczy, wciągnęłam ciurkiem - dla rozrywki.

    Z końcowym wnioskiem się nie zgadzam. Decydowanie się na dziecko (dzieci) nie może "się opłacać". Nie można mieć wobec dziecka jakichkolwiek oczekiwań względem opieki nad sobą samym na starość. Dziecko "należy" do rodziców tylko do momentu usamodzielnienia się, a potem ma prawo żyć własnym życiem, choćby na antypodach. I trzeba się z tym, decydując się na dziecko, liczyć.

    Wiadomo, że kochająca latorośl pewnie raz na jakiś czas odwiedzi, zadzwoni, ale nie wolno od niej wymagać, że rzuci wszystko i wróci na stare śmieci do starzejących się rodziców.

    Jestem jedynaczką i jedyną wnuczką. Dziadziuś - ukochany, ale nie wiem czasem, jak z nim rozmawiać - zaplanował dla mnie przyszłość. I słyszę czasem ten wyrzut: "bo ja myślałem, że tu wrócisz, mieszkanie by było dla ciebie, zawsze tak z babcią myśleliśmy, że zostanie dla ciebie, tam to zobacz - nie jesteś u siebie, a tutaj byś miała swoje..." i tak daaaaleeeej... I ta nieskrywana pretensja w głosie, że urosłam trochę inna niż oni sobie wyobrażali, że urosnę. A nawet nie chodzi o częstość odwiedzin, czy kontaktów, tylko o to, co będzie po ich śmierci. No błagam!

    Kocham ich bardzo, ale to wyrażanie zawodu wobec mnie sprawia, że jestem wściekła. Nie róbcie tego swoim dzieciom (wnukom, też) ludzie... Nie wyobrażajcie sobie zbyt mocno, jakie one będą, gdy dorosną, a w każdym razie nie bądźcie rozczarowani, gdy będą inne niż sobie wyobrażaliście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Gosiu bezbrzeżnie! Masz rację we wszystkim co napisałaś, absolutnie się pod tym podpisuję. A co do wpisu to, tak jak to zresztą zaznaczyłam, napisałam go z przymrużeniem oka ;) Na mnie po prostu trzeba wziąć poprawkę, bo mam specyficzne, czasem być może niezrozumiałe, poczucie humoru :) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. czytałam już to dwukrotnie i tak się zastanawiam - po co? Wchodzę w okres odcinania kuponów, odpinania smyczy. Niech sobie fruną te moje gluty samopas, ja chętnie popatrzę, pomacham ręką i wrócę do swoich spraw. Już bardzo-bardzo nie chcę znaleźć się w sytuacjach, które opisałaś. Czuję, że to starość ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też już zaczynam powoli odczuwać ten luksus, ale staram się nie przywiązywać zanadto do tego uczucia :)

      Usuń

Jeśli dowiedziałeś się czegoś nowego po przeczytaniu tego posta, jesteś wzruszony, wkurzony, szczęśliwy, Twoje życie diametralnie się zmieniło lub znalazłeś jakiś błąd językowy, napisz mi o tym w komentarzu. Tylko tak, wiesz, kulturalnie, bez chamstwa i hejtu. Dzięki!