Podsumowanie roku 2018.




W zeszłym roku nie napisałam ani jednego postu na blog. I w sumie dobrze mi z tym. Dlaczego? O tym niżej. Bez zbędnych wstępów, 5 najważniejszych dla mnie spraw z 2018 roku.

Relacja
Prawdę mówiąc, miałam swego czasu delikatną spinę na działalność w internetach. Założyłam sobie jakieś minimum wpisów na blog miesięcznie, do tego fejsbuk, blogowy i jeszcze cztery inne. Bo inni piszą, robią jutuby, insta, coś tam i dają radę to ja też dam, co mam nie dać. Zauważyłam jednak, że to nie jest dobre dla mojej rodziny. Miałam o c z e k i w a n i a, że usiądę do kompa, napiszę coś, zrobię jakieś fajne zdjęcia, grafiki i będę budowała swoją społeczność. No cóż, każda rzecz ma swój czas, a ja mam teraz czas nie samorealizacji i fejmu, ale pieluch, zupek, kupek, odrabiania lekcji i szykowania dzieciom strojów karnawałowych do przedszkola. Takie życie, panie. Dzieci są totalne, zagarniają wszystko, a moim zadaniem jest im służyć. I odkąd odstawiłam internety, służę z radością z miłości a nie z poczucia obowiązku.

O, nawet teraz, podczas pisania tego tekstu ostatnie nieśpiące jeszcze dziecię przydreptało do mnie z miauczeniem “położysz się ze mną?” Jeszcze jakiś czas temu wkurzyłabym się i odburknęła coś, że nie, że daj mi spokój, że dzieci powinny zasypiać same, a ja mam prawo mieć czas dla siebie i swoich pasji i zainteresowań, bla bla bla. Ale to właśnie macierzyństwo jest moją największą pasją, więc teraz w moment odłożyłam komputer i poszłam tulić, i usypiać, szczęśliwa, że w ogóle te moje dzieci jeszcze potrzebują mojej bliskości. Bo niedługo już się pewnie zacznie koleżeństwo, szlugi za garażami i weź matka nie rób wiochy. 

Sport
Ponieważ czwarte dziecię, Julię, rodziłam pod koniec 2017 roku, w rok 2018 weszłam z pociążowymi kilogramami. A że mi one ciążyły i kręgosłup zaczął boleć, pomyślałam, że Tłusty Czwartek to idealny dzień na rozprawienie się ze swoim tłuszczem i tak oto 8 lutego zapisałam się na siłownię. Szybko pokochałam żelastwo i zakwasy. Plecy mnie przestały boleć, forma się poprawiła, centymetry w obwodach zmalały. I co najważniejsze, ćwiczę do dziś. Co prawda tymczasowo w domu, ale niewykluczone, że na wiosnę znowu wrócę na siłeczkę. Co więcej, w czerwcu zaczęłam też chodzić na basen i okazało się, że nie jestem taki flak, 60 długości nadal potrafię zrobić bez jakiejś specjalnej zadyszki. Także taka ze mnie fit matka wariatka. 

Dieta
Wiadomo, że każdy bywalec świątyni żelastwa i testosteronu marzący o seksownych bickach i pośladach powinien trzymać michę (ha! nauczyłam się siłkowego grypsu!). Ja tak średnio trzymałam, ale jak w listopadzie lekarka zobaczyła mój poziom cholesterolu to aż sama do mnie zadzwoniła i kazała przejść na dietę. No to przeszłam. Właściwie nic specjalnego ta dieta. Ograniczyłam cukier, wieprzowinkę, pszenne pieczywo zamieniłam na żytnie, ot takie zdroworozsądkowe żarełko, do tego ćwiczenia i okazało się, że mam -10 kilo mniej niż w ów pamiętny Tłusty Czwartek. I ponad 20 kilo mniej niż w ciąży, yeah! 

Analiza
Jak już na tej siłce trochę schudłam po ciąży, to poszłam wiosną na analizę kolorystyczną do profesjonalnej kolorystki, Anety z https://www.colourandstyle.pl/. Sporo już wiedziałam wcześniej o kolorach i o moim typie urody, ale wtedy zobaczyłam dlaczego to właśnie takie a nie inne kolory do mnie pasują. Dodatkowo wybrałyśmy się z Anetą na zakupy, chyba pierwsze przyjemne zakupy ciuchowe w moim życiu. Przyjemne, bo ślepo szłam za Anetą i przymierzałam to, co ona znalazła na wieszakach. A zazwyczaj na takich wyprawach czuję się tak -> KLIK. Uzupełniłam garderobę i wiem już czym się kierować przy wyborze ubrań, znaczy się mogę być teraz elegancką kobietą pełną szyku i klasy (śmiech). Nie, ale tak serio, polecam. 

Łazienka
Zmiany w ciele, zmiany w mieszkaniu! Udało nam się latem zrobić generalny remont łazienki. Wystrój po poprzednich właścicielach naszego mieszkania to typowy początek lat 90. Przez prawie całą jedną ścianę ciągnęła się półeczka z płytek, na której poustawiane miałam tryliard kosmetyków a z sufitu zwisały cementowe sople niczym stalaktyty w Jaskini Raj. Męczyła mnie ta łazienka okrutnie, zwłaszcza te wszystkie kurzące się na wierzchu pierdoły, które spadały z tej półeczki jak kostki domina. Teraz jest luksus, splendor i kryształowy żyrandol. A co! 

No to chyba tyle ze spektakularnych wydarzeń Anno Domini 2018. 

Ale i tak największym sukcesem jest to, że jako rodzina byliśmy po prostu razem. Że mogliśmy przez ten rok poznawać Juleczkę, patrzeć jak się rozwija, jak pozostałe dzieci się nią opiekują. Że mieliśmy co jeść, w co się ubrać, gdzie mieszkać. Takie proste rzeczy. 

I życzę Wam i sobie też, żebyśmy w tym nowym roku nadal umieli dostrzegać i cieszyć się z prostych rzeczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli dowiedziałeś się czegoś nowego po przeczytaniu tego posta, jesteś wzruszony, wkurzony, szczęśliwy, Twoje życie diametralnie się zmieniło lub znalazłeś jakiś błąd językowy, napisz mi o tym w komentarzu. Tylko tak, wiesz, kulturalnie, bez chamstwa i hejtu. Dzięki!