10 sposobów jak zachęcić dziecko do współpracy.





Umówmy się - to nie jest blog ekspercki a ja nie stawiam siebie w roli autorytetu od wychowywania dzieci czy czegokolwiek innego. Niemniej każde kolejne dziecko pojawiające się w naszej rodzinie coraz obficiej wyzwalało we mnie kreatywność w radzeniu sobie z różnymi dziecięcymi zachowaniami. I tak przedstawiam Wam owoc moich przemyśleń, obserwacji i doświadczeń z niesfornym zachowaniem dziatwy - 10 sposobów na to, żeby zachęcić dziecko do współpracy. Wiem, że Ameryki nie odkryję i że pewnie część, o ile nie wszystkie z tych metod jest już opisana w jakichś mądrych książkach, publikacjach, internetach, ale przynajmniej będziecie mieć zebrane w jednym miejscu te patenty, które akurat działają na moje dzieci.  
No ale do rzeczy:


1. Daję dziecku wybór. Dzieci lubią czuć się duże i ważne, lubią podejmować decyzje, więc daję moim dzieciom wybór, często pozorny, ale zawsze. A więc jeśli dziecię nie chce akurat zmienić pieluszki, bo nie i koniec, pytam (choć i tak znam odpowiedź): kto ma ci zmienić pieluchę, mama czy pani sąsiadka? I jak wybierze samo, to chętniej złapie mnie za rękę i pozwoli się łaskawie przewinąć.


2. Śpiewam. Macie tak, że wpadnie Wam do głowy jakaś piosenka i śpiewacie ją potem przez cały dzień? No więc kiedy nastaje ten niechlubny moment, kiedy dziecko odmawia posłuszeństwa, zaczynam śpiewać. Wymyślam naprędce jakąś prostą melodię i wyśpiewuję polecenie. Coś jak technika zdartej płyty, tylko ze śpiewaniem. Potomstwo wówczas nastawia uszu niczym łowny zając, bo oto matka nie krzyczy, nie ględzi tylko pośpiewuje, a melodyjne polecenie tak wbija się dziecku do głowy, że samo włącza się w śpiewanie i zabiera się do roboty.


3. Odgrywam role z bajek. Kiedy zwrócę się do mojej córki, Marysi "Elso, królowo Arendell", ona poczuje się zaszczycona mogąc pozbierać słone paluszki, które przed chwilą rozsypała po całej podłodze w kuchni. Z kolei przed lekcją skrzypiec Stasia wcielam się w postać senseia Wu z "Lego Ninjago" i tekstem z kreskówki proszę go, żeby osiągnął pełnię możliwości w graniu (kto ogląda, ten wie).


4. Gadająca stopa. Mam takie podejrzenie, że małe dzieci uważają stopy za coś w rodzaju zwierzątka, coś co żyje własnym życiem. Śmieszne to, ale pomocne, bo moje dzieci lubią, kiedy moje stopy gadają ludzkim moim głosem. A więc, gdzie matka nie może, tam gadającą stopę pośle. W sumie to może być cokolwiek innego gadającego - miś, lalka, dłoń, ułożona w taki, jak to powiedzieć, dziubek. A przy karmieniu niejadka sprawdzają się u nas gadające ziemniaki, kluski, czy co tam matka rzuciła na talerz, które radośnie wołają "Cześć, jestem ziemniak, proszę zjedz mnie, bardzo lubię być przez ciebie jedzony".


5. Grzeczna dziewczynka. Dziecko staję się takie, jak się o nim mówi. Jeśli będzie w kółko słyszało, że jest niegrzeczne (choć strasznie nie lubię takiego określenia), uwierzy w to i w końcu przestanie się w ogóle starać, bo i tak już ma łatkę niegrzecznego. Wierzę, że kiedy pochwali się dziecko trochę na wyrost, ono będzie próbowało do tej pochwały dorosnąć. W tej chwili jest to najskuteczniejszy sposób na Marysię. Kiedy nie wykonuje mojego polecenia, udaję, że nie widzę, że stoi przede mną, tylko rozglądam się z wołaniem “Gdzie jest moja grzeczna córeczka?” I zaczynam szukać w lodówce, szufladzie, na suficie i w innych niedorzecznych miejscach. To ją trochę rozśmiesza, a czasem naburmuszone potomstwo najskuteczniej jest rozbroić śmiechem, i w końcu przychodzi do mnie z wesołym okrzykiem “To ja!” i zaczyna współpracować.


6. Omawiam plan działania. Kiedy powiem dzieciom, że po śniadaniu myjemy ręce, zęby i ścielimy łóżka, one już się na to nastawiają i rzadko kiedy przychodzi im do głowy, żeby zrobić coś innego w międzyczasie.


7. Ustalam limity. Tak jak w poprzednim punkcie dbam, żeby dzieciaki czuły się bezpieczne i zamiast bezczelnie i znienacka przerywać im zabawę w najlepszym momencie, uprzedzam, że mają jeszcze pięć minut, albo że dziś mogą obejrzeć dwie krótkie bajki. Często próbując zagonić towarzystwo do sprzątania, włączam piosenkę z jutuba, do końca której mają się wyrobić z pozbieraniem zabawek z podłogi. Nasz ostatni porządkowy hit znajdziecie tu klik


8. Kształtuję pozytywne nawyki. Staś doskonale wie kiedy mówi się “cześć”, “dzień dobry”, “do widzenia”, “przepraszam”, “dziękuję” i tak dalej, ale czasem, kiedy czuje się zawstydzony lub skrępowany, nie robi tego. A ja zamiast zawstydzać go jeszcze bardziej tradycyjnym “No co się mówi?”, daję mu zadania, które małymi kroczkami pomogą wyrobić w nim śmiałość w odzywaniu się. Na przykład proszę go, żeby w szkole, kiedy wejdzie do sali, powiedział do wychowawczyni “dzień dobry” i tak przez kilka dni z rzędu. Potem daję mu zadanie, żeby przez kolejne kilka dni oprócz wychowawczyni witał w ten sposób innych swoich nauczycieli, których spotka na korytarzu. A później dokładam do tego powiedzenie “cześć” jako pierwszy do jednego kolegi, dwóch, etc.

9. Daję nagrody. Sposób tak oczywisty, że chyba nie ma się co rozpisywać. Za łatwe zadanie młodzież dostaje brawo. Za wykonanie jakiegoś trudnego zadania każdemu dziecku przysługuje prawo do naklejenia naklejki na kartkę, która wisi w przedpokoju. Każde dziecko ma oczywiście swoją kartkę. Trudniejsze zadania nagradzamy już czymś większym, ale nadal są to drobne rzeczy - nowe rękawiczki, oglądanie filmu z popcornem, czasem jakaś zabawka.


10. Rozmawiam. Bardzo lubię głębokie, ważne rozmowy ze Stasiem. Przeprowadzamy je zawsze na osobności. Mówię mu o moich spostrzeżeniach co do jego zachowania, o tym co mi się podobało, co nie, jak się czułam kiedy zachował się tak i tak. Zadziwia mnie przy tym jego dojrzałość i samoświadomość, bo często lepiej niż niejeden dorosły potrafi nazwać swoje emocje, powiedzieć w jakich sytuacjach one się pojawiają i jakie zachowanie im towarzyszy.

Z niektórych sposobów moje dzieci wyrastają i trzeba znowu zagonić szare komórki do pracy, także możliwe, że za jakiś czas pojawi się “10 sposobów na… część 2”. Ale zanim to nastąpi, napiszcie proszę jakie Wy macie pomysły na dzieciaki, cobym mogła uszczknąć ździebko z Waszej kreatywności. 

Bez odbioru