Uczyliście się kiedyś angielskiego? Ile lat? Czy po tym czasie potraficie się po angielsku porozumieć? Czy poziom waszej znajomości języka pokrywa się z tym, co z dumą wpisaliście w swoje CV? Czy umiecie o coś poprosić albo zapytać, tak od razu, bez zastanowienia i składania do kupy poszczególnych wyrazów? A chcielibyście, żeby Wasze dzieci umiały?
Jest tak, że dzieci bardzo szybko uczą się jezyka, ale niestety, równie szybko zapominają. To dlatego po zaledwie dwóch miesiącach wakacji wracaliście zapewne do szkoły z pustką w głowie i znowu wałkowaliście poznany już dużo wcześniej Present Simple i Continuous. No nie oszukujmy się, jak się używa języka trzy razy w tygodniu po 45 minut, to jest zaledwie 1% całego tygodniowego czasu, podczas gdy 99% tego czasu spędzamy w kontekście języka polskiego. Nie dziwne więc, że efekty wieloletniej czasami nauki są później marne.
Na szczęście na pomoc nam i latoroślom naszym przychodzi mój były wykładowca z UW, doradca metodyczny wydawnictwa Macmillan, rodowity radomianin, ojciec dwójki dzieci, człowiek równie sympatyczny, co inteligentny - dr Grzegorz Śpiewak. Wymyślił on metodę nie tyle nauki, co po prostu udomowienia języka, która przynosi korzyść zarówno dzieciom, jak i rodzicom.
DeDomo, bo tak się owa metoda zwie, zakłada ćwiczenie angielskiego przy okazji rozmów z rodzicami. W skrócie chodzi o to, że jeśli dziecko czegoś od rodzica chce, prosi o to po angielsku. Rodzic zgadza się po angielsku a odmawia po polsku - coby było pozytywne skojarzenie z językiem.
Przykładowa scenka z “Angielski dla rodziców przedszkolaka” (fragment książki KLIK):
Dziecko: Can I bring my toys into the living room? (Mogę przynieść zabawki do dużego pokoju?)
Rodzic: What do you want to play with? (Czym chcesz się pobawić?)
Dziecko: My dinosaurs. (Dinozaurami)
Rodzic: Fine. (W porządku)
Proste, co? Zero gramatyki, czy wkuwania słówek, ćwiczycie tylko gotowe zwroty, dotyczące codziennych domowych sytuacji, takich jak ubieranie, robienie zakupów, sprzątanie i wielu innych. Dzięki temu, że te domowe sytuacje w kółko się powtarzają, jest okazja do powtarzania w kółko tych samych dialogów, a wiadomo, że repetitio est mater studiorum. Co więcej, dziecko jest zmotywowane do używania języka, bo czegoś chce i wie, że żeby to osiągnąć, musi poprosić po angielsku. A podejrzewam, że za dodatkową bajkę czy dokładkę lodów każde dziecię śpiewająco wyrecytuje potrzebną formułkę, chociażby po hebrajsku.
Zatem dzięki DeDomo załatwiamy dwie pieczenie na jednym ogniu - uczą się dzieci i uczą się rodzice, wszystko na luzie, przy okazji, ot tak sobie. I to wszystko za ok. 50 zł (cena jednego pakietu). A ile wydajecie na prywatne lekcje?
Więcej o metodzie tutaj: dedomo.pl
Aha! Nie jest to post sponsorowany, a polecam, bo, chociaż nie mam żadnego z pakietów, to sama w różnych sytuacjach rozmawiam z dziećmi po angielsku (czytaj też Angielski dla dzieci za darmo!) i jestem metodą zachwycona.
Moja córka jak na razie łapie angielski w mig, jak zaczną się "problemy" wtedy powrócę do twojego postu :)))
OdpowiedzUsuńLepiej zapobiegać niż leczyć, jak mawiają mądrzy ludzie :)
Usuń